poniedziałek, 16 listopada 2015

Rozdział 6: Starlight

Myles
– I wtedy się budzę, usmarowany bitą śmietaną czy jakimś innym kremem... – Selena przerwała mi wypowiedź salwą śmiechu. – Ej, to wcale nie było zabawne!
– Wręcz... przeciwnie - wyjąkała między kolejnymi napadami.
– Jeśli tak teraz wygląda twoja reakcja, to się cieszę, że wtedy mnie nie widziałaś – odparłem. – Moja własna żona ze mnie kpi! – Udałem obrażonego.
– Misiu... – wymamrotała, mocno mnie obejmując.
Chwilę później z głośników rozległ się głos stewardessy, zwiastującej lądowanie.
– Prosimy zachować spokój i zapiąć pasy – rzekła dźwięcznym głosem.

niedziela, 8 listopada 2015

Rozdział 5: Turn the Page {Dragon Tattoo}

Myles
– Jezu, czy ja wyglądam na terrorystę? – zapytałem retorycznie, kiedy celnik obmacywał mi klatę.
– No, jak dla mnie, każdy wygląda. Co ukrywasz... – zerknął w paszport – Kennedy? Pechowe nazwisko, hehe. – Mnie jakoś ten żart nie bawił. Hehe.
Powoli schodził coraz niżej, a moja przestrzeń osobista coraz bardziej dawała o sobie znać.
– Gościu! – wrzasnąłem i odskoczyłem jak oparzony, kiedy dotknął mojej męskości.
– Ups – odparł z paskudnym uśmieszkiem.
– To tak nie może być! Jak mam zostać sprawdzony, to proszę o kogoś kompetentnego. Na przykład o kierownika.
– Masz pan pecha. Ja jestem kierownikiem i muszę pana sprawdzić. Proszę pokazać kieszenie.
– Nic w nich nie mam! – Przeciągnąłem materiał na drugą stronę. – Nic nie mam!
– Proszę pokazać spodnie – rzekł z powagą w głosie.
– Mam je ściągnąć? – zapytałem sarkastycznie.
Nie spodziewałem się odpowiedzi twierdzącej. Celnik chyba też nie spodziewał się mojego zachowania. Jednym sprawnym ruchem obniżyłem gacie do kostek, w duchu dziękując, że ubrałem dziś porządne majtki.

niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział 4: Coincidence {Dragon Tattoo}

Myles
Nigdy jeszcze tak się nie czułem. Miałem wrażenie jakby wszystko we mnie wybuchło, a potem rozleciało się na tysiąc małych kawałeczków i rozeszło się we wszystkie strony. Choć wiedziałem, że to mało prawdopodobne, do ostatniej chwili miałem nadzieję, że Selena mi wybaczy, że znowu będziemy razem. Zawaliłem. Zawaliłem na całej linii.
Niestety, to rzeczywistość. I choć tego bardzo, bardzo nie chcę, muszę do nie powrócić i stawić czoła. Wciąż to moja żona. Może i nie uczuciowo, ale prawnie moja żona. W sumie, uczuciowo też, przynajmniej ja ją kocham. Selena, błagam cię, wróć...

Selena
Choć nie miałam na to najmniejszej ochoty, stanęłam pod wielkimi wrotami prowadzącymi do ogrodu posiadłości.
– Kto to? – odezwał się głos z domofonu.
– Selena Kennedy – przedstawiłam się posłusznie, a skrzydła drzwi powoli zaczęły się otwierać, aż w końcu mogłam wejść do środka.
– Selena! – krzyknęła Perla, kiedy tylko mnie spostrzegła.
– Cześć... Mam sprawę do Slasha – odparłam po chwili zawahania.

poniedziałek, 14 września 2015

Rozdział 3: The waiting {Dragon Tattoo}

Slash
Kiedy dotarliśmy do domu, było już późne popołudnie. Rozsiadłem się na obszernej kanapie i włączyłem telewizor, jednocześnie zerkając na Perlę, która odgrzewała w kuchni obiad.
- Tata, idziemy pograć? – zaczepił mnie London, trzymając w ręku piłkę. 
- Daj spokój tacie, nie widzisz, że chce odpocząć? – szybko skarciła go żona, a on, jak szybko przyleciał, tak się ulotnił. 
- Długo mam jeszcze czekać? – zapytałem po chwili, mocno zniecierpliwiony. 
- Jeszcze chwilę… - odparła.
- No to już się nie fatyguj.
Podniosłem dupę z kanapy i wolnym krokiem podążyłem ku krętym schodom, na górę. Kiedy stanąłem na piętrze, zdziwiony odkryłem, że dużo się tutaj zmieniło od mojego wyjazdu. Ściany miały teraz inny kolor, a wszędzie wokół dało się dostrzec masę dziwnych pierdółek. 
- Nie ma na co kasy wydawać – mruknąłem do siebie.
W końcu znalazłem się w mojej sypialni. Tak, MOJEJ. Perla śpi na drugim końcu domu. Oficjalna wersja jest taka, że głośno chrapię, ale bądźmy dorośli…

środa, 2 września 2015

Rozdział 4: It's (not) so easy {Long Road to Hell}

Rosalie
Dotarłam do szpitala cała zasapana. Na jednym z krzeseł na korytarzu znalazłam Duffa. Był totalnie załamany.
- Co się stało? Jak z Izzym? – zapytałam zaskoczona.
- Miło, że przyszłaś. Już myślałem, że nigdy cię nie spotkam.
- Cóż, polubiłam was –uśmiechnęłam się nieznacznie. - No i chcę też, byście poznali mojego kumpla - możliwe też, że coś do ciebie czuję. Chciałabym ci o tym powiedzieć, ale masz już wystarczająco dużo na głowie. Poza tym znam cię niecały jeden dzień, a potulnym barankiem to ty nie jesteś. – To co z tym Izzym?
- Jest źle. Jest blady jak trup, do tego non stop traci przytomność. Nie wiem, co z tego wyniknie. Jeszcze tak nie było – oznajmił smętnie.
- Na pewno wszystko będzie dobrze – uspokoiłam go. -  Z tego co widziałam to musiał dosyć ostro przedawkować, więc teraz potrzebuje trochę czasu by się pozbierać. W końcu nie minęła nawet doba. Niektóre substancje będą jeszcze w organizmie przez długi czas.
- Skąd ty tyle o tym wiesz? – zdziwił się.
- Cóż, święta nie jestem, podobnie jak mój kumpel. Wyjazd do Los Angeles miał być po części ucieczką od problemów, szansą na lepsze życie…