niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział 4: Coincidence {Dragon Tattoo}

Myles
Nigdy jeszcze tak się nie czułem. Miałem wrażenie jakby wszystko we mnie wybuchło, a potem rozleciało się na tysiąc małych kawałeczków i rozeszło się we wszystkie strony. Choć wiedziałem, że to mało prawdopodobne, do ostatniej chwili miałem nadzieję, że Selena mi wybaczy, że znowu będziemy razem. Zawaliłem. Zawaliłem na całej linii.
Niestety, to rzeczywistość. I choć tego bardzo, bardzo nie chcę, muszę do nie powrócić i stawić czoła. Wciąż to moja żona. Może i nie uczuciowo, ale prawnie moja żona. W sumie, uczuciowo też, przynajmniej ja ją kocham. Selena, błagam cię, wróć...

Selena
Choć nie miałam na to najmniejszej ochoty, stanęłam pod wielkimi wrotami prowadzącymi do ogrodu posiadłości.
– Kto to? – odezwał się głos z domofonu.
– Selena Kennedy – przedstawiłam się posłusznie, a skrzydła drzwi powoli zaczęły się otwierać, aż w końcu mogłam wejść do środka.
– Selena! – krzyknęła Perla, kiedy tylko mnie spostrzegła.
– Cześć... Mam sprawę do Slasha – odparłam po chwili zawahania.
– On w tej chwili śpi. Może ja coś poradzę?
– Wątpię, byś wiedziała, gdzie jest mój mąż.
– Myles zniknął? – Wydawała się tym szczerze zszokowana. – Slash!
– Co, głupia?! Daj człowiekowi spać!
– Kochanie, co mówiłeś o Mylesie? Selena nie ma z nim kontaktu, martwi się.
– E... Nie wiem. Pod koniec trasy zrobił się markotny i tyle. Jak chcesz, dzwoń do Eddiego. On będzie najlepiej zorientowany.
Westchnęłam głęboko. Hudson to Hudson. W dupie ma zawsze wszystkich i wszystko. Po co ja tu przyszłam? To, że nie będzie nic wiedział, było pewne od samego początku.
– Szkoda. Dzwonię w takim razie do Eddiego.
Pożegnałam się ze znajomymi, ruszając przez ogród w stronę ulicy, zmierzając do centrum miasta. W międzyczasie wyjęłam telefon, wykręcając odpowiedni numer. Wkrótce irytujący dźwięk został zamieniony w znajomy głos.
– Halooo? – zawołał przeciągle manager.
– Eddie, cześć, tu Selena. Mam trochę głupie pytanie... Nie wiesz, gdzie jest Myles.
– Ach, kochana, męża zgubiłaś... Wpadnij do mnie, zabawimy się, Myles się znajdzie... To duuuży chłopiec w końcuuu... – Prawdopodobnie coś jeszcze mówił, ale stan upojenia alkoholowego skutecznie uniemożliwił mu dalsze trzymanie słuchawki przy uchu.
Rozłączyłam się i się załamałam. Wszystko przeciwko mnie. Jeszcze jutro wieczorem mam samolot… Weź się w garść, kobieto, mruknęłam do siebie. Jak do jutra go nie znajdę, to nie mam już co tu szukać. Jak gdzieś jest, to nie chce się ze mną widzieć. Trudno, będę żyć dalej. Co ja gadam, zaraz się popłaczę. Nie, tylko nie na środku ulicy…
Dzielnie się trzymałam aż do momentu wejścia do apartamentu. Zawsze braliśmy z widokiem na ocean, bo nie mogliśmy zasnąć tej pierwszej nocy, będąc zbyt podekscytowanymi. Teraz fale oceanu miarowo uderzające o brzeg wprowadzały mnie w melancholijny nastrój, zabierając resztki chęci dalszego istnienia.

Myles
Przestań się mazać, stary durniu, i zrób coś w końcu ze swoim życiem.
Powoli zwlokłem się z lóżka narzekając na zastane stawy. Nie, żeby mnie jakoś specjalnie bolały, po prostu czułem potrzebę ponarzekania. Zerknąłem na zegarek i zacząłem się pakować, by zdążyć na czas. Wiedząc, że na lotnisku będę mieć kupę wolnego czasu, olałem czynności jak robienie i jedzenie śniadania, obiecując, że nadrobię na miejscu. W zasadzie to po prostu nie miałem ochoty jeść, ale wiedziałem, że lot z pustym żołądkiem to jest bardzo zły pomysł. I bez tego mnie zawsze mdli.
Podszedłem do recepcji, zdając klucz i płacąc za pobyt. Złapałem pierwszą lepszą taksówkę, która zawiozła mnie na miejsce.
– Powrót do domu, ha? – zapytał taksówkarz. Ja jednak nie miałem ochoty na rozmowę.
– Ta – odparłem krótko, mając nadzieję, że się odczepi.
Więcej się nie odezwał.
Stanąłem gdzieś pośrodku tej wielkiej hali, wypatrując znajomej twarzy.
– Co ty robisz, idioto? – zapytałem sam siebie. Cóż, taki nawyk.
Podszedłem do jednego ze stanowisk, gdzie była wyjątkowo mała kolejka. Zresztą cała hala była jakaś taka pustawa.
– Klucze, telefon, portfel, leki, kosmetyki… – Celnik wymieniał rzeczy, które miałem wyciągnąć z kieszeni.
– Wszystko jest – odburknąłem po chwili.
Zostało przejście przez bramkę. Bezwiednie pokonywałem kolejne kroki aż do momentu, kiedy nie rozległ się przeraźliwy dźwięk, zwiastujący kłopoty.

Selena
Ale mnie wszystko boli... Weź się w garść, laska, bo zaczynasz zrzędzić jak własna matka. Myles miał rację; zawsze, jak coś idzie nie po mojej myśli, robię się marudna. Tyle, że tym razem mam naprawdę dobry powód. Mąż mnie zostawił i to jeszcze z mojego powodu. Chyba się nie da tego naprawić... Bądź optymistką, idiotko. Czy ja siebie słyszę?
Potrzebuję kubka gorącej kawy. Najlepiej z alkoholem. W sumie... Sam alkohol wystarczy. Tyle, że go nie mam. Mam kawę. Potrzebuję kawy.
Spoliczkowałam się i zaparzyłam espresso. Wolno sączyłam napój, ponownie rozmyślając nad tym, co mnie jeszcze w życiu czeka. Ostatnio za dużo myślę, przeleciało mi przez głowę. Może zostanę filozofem?
Dopakowałam walizkę i zamknęłam za sobą drzwi. Za parę godzin będę w domu. Tym wielkim, pustym domu. Bezwiednie wsiadłam do pierwszej lepszej taksówki, pozwalając się podwieźć na lotnisko.
Przez całą drogę gapiłam się w obraz za szybą. Nie było to nic ciekawego, zwykłe pola i łąki, ale tylko tego potrzebowałam. Bezsensownego zajęcia, które mnie pochłonie bez reszty.
Stanęłam w hali lotniska. Nie zdawałam sobie wcześniej z tego sprawy, ale była naprawdę wielka, wręcz przytłaczająca. A może to tylko moje wyobrażenie? Wyolbrzymiam rzeczy, bo mam za dużo zmartwień? Nie, to na pewno nie kwestia stresu. Prędzej jakiejś psychozy. Nie mogę się poddać. Zrobię, co się da, a później jadę na wakacje. Hawaje byłyby świetne.
Przy bramkach zrobiło się zamieszanie. Haha, jakiś idiota ściągnął gacie. Zaraz, czy to…?

1 komentarz:

  1. Polubiłam Twój styl pisania, bardzo przyjemny. :)
    Coś czuję, że ten idiota, który ściągnął gacie na lotnisku to Myles... jeśli tak, mam nadzieję, że wszystko sobie wyjaśnią i jakoś im się to wszystko poukłada.
    Uwielbiam charakter Slasha w tym FF. Taki prawdziwy "zimny drań", haha. :) Choć chamsko się zachowuje, sposób życia ma bardzo fajny :D
    Jestem ciekawa, co zatrzymało Mylesa na lotnisku.
    No nic, czekam na kolejny rozdział i życzę dużo weny :)
    Pozdrawiam i zapraszam na swoje blogi;)
    itisnotourloveaiff.blogspot.com
    devilorangells.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń