czwartek, 9 lipca 2015

Rozdział 3: Vicious circle {Arms of Fate}

- Co ona kurwa zrobiła?! – wrzasnął Mike, gdy tylko przeczytał list. – Zabiję ją, jak ją tylko zobaczę!
- Mike, nie denerwuj się – odpowiedziała Stephanie nad wyraz spokojnym tonem. – To nic nie zmieni. Nie ma jej dwa dni. Jeśli miała jakiś plan, pewnie go zrealizowała. A jeśli nie, będzie za dumna, by do nas wrócić.
- Jak mam się nie denerwować?! Wyjechała sobie ot tak, bez słowa pożegnania! Tyle czasu razem spędziliśmy, a ona ucieka, nie zostawiając żadnego kontaktu.
- Słowo masz tutaj – rzuciła list w jego stronę. – A, znając Bellę, wyjazd był spontaniczny i nie wiedziała, gdzie będzie mieszkać.
Michael głęboko westchnął. Nie spodziewał się po niej takiego zachowania. Zawsze potrafiła zachować spokój, ale tym razem nie okazywała żadnych uczuć, nawet śladu. Była tak do bólu opanowana, jakby wcale nie zależało jej już na przyjaciółce, jakby ta stała się jej przeszłością.
Przeczytał list jeszcze raz.
- Może się jeszcze kiedyś spotkamy – wyrecytował. – Ona nawet nie ma zamiaru się z nami kontaktować. Olała nas, olała mnie i ciebie. Nic już dla niej nie znaczymy – podjął próbę złamania ukochanej. Ta tylko wzruszyła ramionami.
- Zrobiła jak chciała, nikt jej do tego nie zmuszał. Nie ma co rozpaczać. I tak nic nie zmienimy. Ona mogła pojechać wszędzie. Zarówno na drugi koniec Seattle, by się z nami podrażnić, jak i na drugi koniec świata. To jest Bella. Zdanie zmienia jak skarpetki.
- Ale… - zaczął się jąkać. To nie była Stephanie, jaką znał.
- Żadnego ale. Skoro nas olała, czemu my nie mamy olać jej?

Bella obudziła się z samego rana. Od wczoraj wiele się zmieniło. Teraz z nadzieją i pozytywnym nastawieniem patrzyła w przyszłość. Powoli wstała, zjadła śniadanie i spacerem udała do pracy.
- Dobry, szefie – powitała przełożonego.
Poszła na zaplecze i przebrała się w uniform. Jak zwykle, o tej porze nie było ruchu. Cudem było, jeśli w lokalu znajdowało się więcej niż trzech klientów. Była to jednak bardzo dobra pora na rozpoczęcie pracy i zaaklimatyzowanie się.
- Ale nudy – zaczepiła Bellę kelnerka, z którą dzieliła zmianę. – Przynajmniej jesteś ty. Natalie – wyciągnęła rękę.
- Anabell – odwzajemniła gest. – Długo tu pracujesz?
- Dwa lata. A ty pewnie jesteś nowa w Los Angeles?
- Aż tak to widać? – zaśmiała się.
- Nie no, aż tak to nie… Ale jesteś zbyt pozytywnie nastawiona, by długo tutaj żyć. Niech zgadnę, zwiałaś skądś, miałaś wylądować na ulicy, ale w ostatniej chwili znalazłaś pracę? – Bella potwierdziła. – Uwierz mi, nie jesteś jedyna. Ktoś mi kiedyś powiedział: droga do szczęścia jest zawsze najprostsza. Tylko my sami ją komplikujemy. Spełniaj marzenia, bo utkniesz w tym gównie na dobre.
Rozmowę przerwał dzwonek u drzwi, zwiastujący nadejście klienta. Kiedy szczupły blondyn wyłonił się zza rogu, obie zdążyły przybrać firmowy uśmiech.
- No dalej, obsłuż go – ponagliła Bellę Natalie. Dziewczyna posłusznie wykonała polecenie i skierowała się w stronę przybysza.
- Witamy w klubie Dungeon. Czego pan sobie życzy?
- Hm… Coś mocnego i, hm, drapieżnego – puścił jej oczko – jak ty.
- Przykro mi, ja nie jestem przedmiotem na sprzedaż – odparła zdegustowana. – Ale na drinka to może pan liczyć – uśmiechnęła się zawadiacko.
Seksownym krokiem udała się za bar, gdzie zaczęła przyrządzać drinka. Wyglądało to dosyć komicznie; z twarzy nie schodził jej łobuzerski uśmiech, w dodatku cały czas zerkała na klienta. Po chwili z nieskrywaną radością podała mu swoje dzieło.
– Świetnie ci poszło – pochwaliła ją Natalie. – 2 punkty za profesjonalne podejście i zignorowanie głupich tekstów klienta.
- Taa… - to było jedyne, co zdążyła powiedzieć Bella, zanim nie wyszło na jaw, skąd tak pozytywne nastawienie. Momentalnie klient otoczył się wonną mgiełką, która wydobyła się z jego ust w akcie niezadowolenia.
- Co to jest?! - wrzasnął.
- Coś mocnego i, hm, drapieżnego - odparła dziewczyna bez zastanowienia.
Wyraźnie poczuł się zawstydzony sytuacją, gdyż nic nie odpowiedział. Po prostu wyszedł bez słowa, kiwając głową z niedowierzaniem.
- Bella, nie powinnaś tego robić - pouczyła ją Natalie. - To, że klient jest taki a taki, nie ma znaczenia. Chyba, że chcesz szybko wylecieć z pracy - podsumowała.
Anabell natomiast myślami była zupełnie gdzie indziej. Miała wielką ochotę wrócić do rozmowy, ale nie potrafiła się na to zdobyć. Czuła, że wejście klienta nie było przypadkowe. Jakby los chciał, by sama poznała sens tych słów.

Zmiana wkrótce dobiegła końca.
- Może byś wpadła do mnie na wieczór? – zaproponowała Natalie.
- Dzięki, ale mam już inne plany – odparła Bella.
Choć było to oczywiste kłamstwo, Natalie jedynie wzruszyła ramionami. Jej intencje były szczere; chciała po prostu poznać Bellę bliżej. Gdy jednak ta odmówiła, poczuła się dotknięta, ale jednocześnie nieszczęśliwa z powodu kolejnego spędzonego samotnie popołudnia.
Dla Belli ta decyzja również nie była na rękę. Była osobą dosyć towarzyską, a Los Angeles potęgowało potrzebę kontaktu z kimś znajomym. Na Steph i Mike’a nie mogła już liczyć, a przynajmniej tak myślała. Jej dawna przyjaciółka była teraz kimś obcym, a pobyt w Seattle uważała za poprzednie życie. Teraz jest czas Los Angeles, życia na własną rękę, pora na naukę samodzielności i niezależności. Na razie świetnie jej idzie; nie ma nikogo bliskiego.
- Chuj z tym wszystkim – mruknęła w myślach.
Myśli Natalie nie odbiegały zbytnio od tego, co siedziało w głowie Anabell. Choć Nat była zdecydowanie bardziej doświadczona, można było u niej dostrzec ten sam rodzaj pychy i arogancji co u nowej znajomej. Obie przybyły do Los Angeles by uporać się ze wcześniejszymi słabościami, jednak były zbyt dumne, by zaufać komuś obcemu. Obie, zawiedzione świadomością potrzeby pomocy kogoś innego, marnują swoje życie na walkę z samą sobą.
Po istnej batalii, jaką stoczyła Natalie ze swoim umysłem, wreszcie pojęła cały komizm sytuacji. Również i ona spotkała kiedyś osobę, która przestrzegała ją przed skutkami życia w Los Angeles.
- Koło się zapętla – burknęła do siebie.
Bella w tym czasie była już w drodze do domu. Rzuciła swoją torbę w kąt, roztarła makijaż i położyła się na łóżku. Była zmęczona, ale nie mogła zasnąć; cały czas chodziły jej po głowie słowa Natalie.
- Skąd ona może to niby wiedzieć? I czemu mówi to akurat mnie? – zapytała sama siebie.
W końcu jednak westchnęła głośno, by po chwili zapaść w głęboki sen.

Następne kilka dni minęło bez żadnych niespodzianek. Choć Bella bardzo chciała poznać sens tych słów, bała się o to zapytać. Czuła także, że i Natalie nie ma zamiaru więcej poruszać tego tematu.
Kiedy nadszedł upragniony weekend, Anabell z wytęsknieniem założyła ulubiony strój, by udać się na imprezę. Po całym (choć dosyć udanym) tygodniu w końcu mogła odpocząć i, nawet jeśli to tylko jedna noc, zaznać beztroski.
Miała zamiar upić się do nieprzytomności, jednak nie wybrała Dungeonu. Zależało jej na pracy, nie chciała psuć sobie opinii. Wolała spędzić noc w krzakach, niż stracić pracę.
Przez ten czas zdołała lekko poznać okolicę. Zauważyła, że całkiem niedaleko znajduje się drugi dość przyzwoity klub, do którego czasem chodziła na małego drinka. Jeszcze w życiu nie była tam po zmierzchu, więc miała nadzieję, że się nie rozczaruje.
Spacerowała ulicami, aż zza rogu wyłonił się kolorowy i megajasny szyld Rainbow. Z każdym krokiem coraz bardziej dudniły bębny, chwilę później dało się usłyszeć linię gitar.
- Chyba trafiłam na koncert – powiedziała do siebie.
Przekroczyła próg klubu. Od czasu ostatniej wizyty wiele się zmieniło – zniknęły mdłe obrazki na ścianach, ustępując miejsca gigantycznym plakatom, jak się wydawało, występującego zespołu. Kelnerki nie gadały ze sobą o wpadce Tracy, a wylewały siódme poty próbując ogarnąć tłum. Kąt, w którym barman zawsze spał również przestał istnieć, a on sam zrezygnował z jadowitego spojrzenia na rzecz firmowego uśmiechu. Cały lokal zdawał się tętnić życiem.
Bella spróbowała przecisnąć się bliżej sceny, co skutecznie jej utrudniali otaczający ją ludzie. W końcu jednak zrezygnowana westchnęła i udała się do wolnego stolika.
- Jedno piwo – zaczepiła kelnerkę.
Wolno sączyła napój, czekając na koniec występu.
- Mogę? – do stolika zbliżył się jakiś chłopak.
- Jasne – rzuciła, skupiając swój wzrok na piwie.
- Ethan – przedstawił się, podając dziewczynie rękę, i jednocześnie zmuszając do reakcji. Spojrzała w jego oczy…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz