niedziela, 17 maja 2015

Rozdział 1: Welcome to the jungle! {Long Road to Hell}

- Witaj w Los Angeles! - powiedziałam do przyjaciela, gdy tylko znaleźliśmy się na lotnisku.
- Bardzo śmieszne – odparł. - Masz jakiś pomysł co możemy teraz robić? Przypominam, że nie mamy zbyt wiele kasy i jak najszybciej musimy znaleźć jakąś robotę, chyba że chcesz zostać bez dachu nad głową.
Dlaczego on zawsze musi być taki przytomny? Wydawać by się mogło, że gitarzysta (rockowy!) to nic nie robi tylko pije, ćpa i gra. A mój ciągle tylko myśli o uczciwej pracy i powolniej karierze. Wkrótce go będę musiała wyprowadzić z błędu. W końcu to LA, baby! Jeszcze zdąży poznać co to impreza. Ooo tak, dowie się co to rozrywka...
- Ekhem, może byśmy się stąd ruszyli? – zaczął się niecierpliwić. - Stoisz tak od pięciu minut i wgapiasz się w ścianę. Może pójdziemy do informacji, zapytamy się o jakiś hotel?
Wyjątkowo nie chciało mi się tam iść. Po pierwsze, informacja znajduje się na drugim końcu lotniska, po drugie, co to za niespodzianka kiedy siedzi się przed katalogiem z hotelami i wybiera pasujący? Przyjeżdżając tutaj, miałam nadzieję nauczyć go spontaniczności. I nie poddam się tak łatwo.
- Dobra kudłaczu, ale ty gadasz.
Byłam złośliwa. Gadanie było jego najgorszą stroną. Głównie ze względu na jego chorobliwą nieśmiałość. Z tym też będę musiała coś zrobić.
- Hmmm, może jednak postawimy na spontan? – stwierdził, uśmiechając się i mrugając słodko rzęsami. Zwycięstwo. Małe bo małe, ale zawsze.
Wsiedliśmy do pierwszej lepszej taksówki i poprosiliśmy o krótkie turneé po Mieście Aniołów. Zaczęło się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz