piątek, 15 maja 2015

Prolog: Beyond the life {Arms of Fate}

- Naprawdę nie wierzę, że tu jestem - powiedziała Steph, kiedy stanęli na płycie lotniska. - To, to jest piękne!
- Nie przesadzaj - oznajmił Mike. - Atlanta też miała swoje zalety.
Michael, choć wydawał się najbardziej wyluzowany z ich trójki, kiedy przychodziło co do czego, zawsze tchórzył. Tym razem miał jednak trochę racji, w końcu trójka dziewiętnastolatków bez słowa pożegnania wsiadająca do samolotu i uciekająca z miasta to raczej niecodzienne wydarzenie, ale kto by się tam przejmował.
- Seattle, nadchodzę! - krzyknęła Bella.
Wyszli na miasto w poszukiwaniu jakiegoś lokum. Dziewczyny rozglądały się za hotelem, a Mike gdzieś z tyłu targał walizki i usiłował się nie zgubić.
- Ej, a tu? - zapytała Anabell, wskazując szyld "Jackson's".
- Serio? Bella, mówisz serio?! - oburzyła się Stephanie. - To jest zapyziała nora, a nie hotel!
- Ej, jestem zmęczona. Tyle tutaj już chodzimy, a do tej pory widzimy albo takie nory, albo hotele, na które nas nie stać. Jedną noc przeżyjemy, a jutro znajdziemy coś lepszego, okej?
- Popieram! - wrzasnął Mike. - No, Stephanie, to tylko jedna noc... - zrobił do niej ładne oczka.
Podeszli do recepcji i wzięli trzyosobowy pokój. Spędzili już w końcu tyle czasu razem, że w ogóle nie krępowała ich swoja obecność. Mike doskonale zdawał sobie sprawę, jakie są dziewczyny, podobnie jak one. Poza tym ten hotel wyglądał niezbyt ciekawie, nie wiadomo, kto tu się może kręcić w nocy. Towarzystwo chłopaka jest naprawdę dobrym wyjściem.
Po krótkiej bitwie o łóżko i względnym rozpakowaniu rzeczy wszyscy poszli spać. Byli naprawdę zmęczeni po podróży.
W nocy Bella spała aż nazbyt dobrze. Śniło jej się całe dotychczasowe życie. Wszystkie sytuacje, które przeżyli razem. Zdała sobie sprawę, jak bardzo oni są jej bliscy. To jest naprawdę fantastyczne. Nieważne gdzie jesteś ani co robisz, zawsze ktoś jest przy tobie.
Poczuła, że ktoś szturcha ją w ramię.
- Bell, wstawaj! - rozkazał Mike. Wykonała posłusznie polecenie, jednocześnie uświadamiając sobie, że jest okropnie głodna.
- Jest coś do żarcia?
- Nie. I nic niestety na to nie poradzę... - burknął Mike.
Głęboko westchnęła i zaczęła się rozglądać za jakimiś ciuchami. Szybko odświeżyła się w łazience i zawołała przyjaciół. Marudni i z pustymi brzuchami ruszyli na miasto. Na szczęście znalezienie przyzwoitej kawiarni nie zajęło im dużo czasu.
Wszyscy zamówili po porządnym talerzu naleśników i kubku herbaty. Choć nie wyglądało, to jedzenie było naprawdę świetne. W spokoju pochłaniali nasze porcje, jako że byli jedynymi gośćmi lokalu. Trochę to dziwne.
Cisza jednak nie trwała długo, bo, jak się chwilę później okazało, kafejka jest stale oblegana przez uczniów pobliskiego liceum. Nagle wparowała cała horda dzieciaków. No, może nie takich dzieciaków, bo sami byli od nich starsi o góra trzy lata.
- To nasze miejsce - oznajmił groźnie jakiś gość. Dziewczyny nawet nie drgnęły, bo widziały, że Mike sobie z nimi poradzi.
Miały rację. Wystarczyło, że wstał. Mike miał w końcu ponad sześć stóp wzrostu, więc jak tylko się podniósł, okazało się, że przewyższa agresorów o głowę. Dawno nikt nie zwiewał tak szybko. Znudzeni i zmęczeni wrzaskami, wyszli.
- Ej, macie jakieś fajki? - zaczepił ich jakiś chłopak, wyglądał na drugoklasistę.
- Na pewno nie dla ciebie, gówniarzu - rzucił z pogardą Mike, a Bella szturchnęła go w bok. Sami palili jeszcze wcześniej.
Anabell przyjrzała się chłopakowi. Wydawał się dosyć sympatyczny, przynajmniej dla niej. Był wysokim szatynem o ciepłych, brązowych oczach. Było w nich jednak coś tajemniczego, coś pociągającego. W połączeniu ze smukłą sylwetką i delikatnym zarysem mięśni sprawiał wrażenie naprawdę przystojnego. Jednak jako jedyny był tutaj sam. Trochę się mu nie dziwiła, bo wśród tych wycackanych lal też by nie chciała być. Jego koszulka ogłaszała, że jest fanem Led Zeppelin, co jej nieźle zaimponowało, gdyż sama miała bzika na punkcie tego zespołu.
- Słuchasz? - zagadnęła. Po ludziach można się wiele spodziewać. Nieraz widziała, jak laski nosiły takie koszulki, bo im się logo podobało.
- Pewnie - odpowiedział.
Powoli rozmowa się rozkręcała, co niezbyt podobało się przyjaciołom, zwłaszcza Mike'owi. Chłopakowi źle z oczu patrzyło, co przyjaciółka zdawała się ignorować.
- Może poszukacie tego hotelu? - zaproponowała. Rzuciła okiem na zegarek. - O trzeciej spotkamy się pod naszym hotelem, okej?
Mike i Steph niechętnie pokiwali głowami i odeszli wolnym krokiem.
- On mi się nie podoba, Steph - zagadał, kiedy odeszli kawałek.
- Mi też, ale nic nie zrobimy - odparła dziewczyna. - Możemy tylko mieć nadzieję, że pozna się na nim, zanim będzie za późno.
Chłopak głośno westchnął.
- Może mi powiesz, jak masz na imię? - zapytał nieznajomy.
- Bella - rzuciła krótko, podając mu rękę.
- Mike - oznajmił, a Bella zaczęła się śmiać.
- Co?
- Mam talent do wynajdywania Mike'ów. Mój pierwszy chłopak nazywał się Mike, ten kumpel to też Mike...
Przerwała wypowiedź, bo w oddali słychać było dzwonek. Zdziwiona odkryła, że kafejka totalnie opustoszała.
- Nie idziesz na lekcje? - zapytała zdziwiona.
- Pierdolić lekcje. I tak nic się nie nauczę.
- Nie chcesz mieć wykształcenia?
Może to dziwne, że zgrywała taką dobrą ciotkę, a sama ledwo szkołę skończyła i nie poszła na studia, ale ten chłopak wydawał się naprawdę przyzwoity. Taki ogarnięty i w ogóle...
- Po co? Nie mam zamiaru marnować życia na spokojną, uczciwą pracę. Tak nigdy w życiu do niczego nie dojdziesz. Wolę kombinować, ale robić to, co naprawdę lubię.
- A co lubisz?
- Gram na basie, choć normalna gitara też może być. A ty? Nie wyglądasz na osobę, która studiuje, a pracy chyba też nie masz.
- Aż tak to widać? - zapytała żałośnie. - Śmiesznie to zabrzmi, ale też gram na gitarze. Wspomniany wcześniej Mike na bębnach, a ta dziewczyna, Stephanie, śpiewa. Nic wielkiego, ale zawsze to jakiś początek.
Zaświeciły mu się oczy.
- Przyjęlibyście mnie do zespołu?
- Wybacz, ale jesteś jeszcze trochę za młody. Jak będziesz pełnoletni to oczywiście, możemy grać razem, ale do miejsc, gdzie zwykle gramy, mogą cię nie wpuścić - zerknęła na zegarek. - O kurwa, już tak późno! Muszę lecieć. Spotkamy się jeszcze?
- Jasne, gdzie mieszkacie?
- W Jackson's, ale nie wiem jak długo.
- Spoko. Po drugiej stronie ulicy jest klub "Midnight". Wpadnij tam wieczorem, okej?
Pokiwała głową i dała mu całusa w policzek na pożegnanie. Głupio się czuła, ale świetnie jej się z tym gościem rozmawiało, poza tym był taki przystojny...
Do hotelu dotarła kilka minut po trzeciej.
- Znaleźliście coś? - zapytała przyjaciół.
- No, całkiem fajne mieszkanko. Dwa pokoje, więc my mamy jeden, a Mike śpi na kanapie - odparła Stephanie.
- Ekstra... - burknął Mike.
- Daleko stąd? - kontynuowała wywiad.
- Trzy przecznice. Gdybyście wczoraj tak nie marudzili, to od razu tam byśmy zamieszkali - dokończyła przyjaciółka.
Spakowali wszystkie rzeczy i ruszyli do nowego domu. Rzeczywiście, był dużo lepszy niż ta zapyziała nora. Przestronniejszy, czystszy i w lepszej okolicy. Każdy zajął swoje łóżko oraz podzielili się półkami w szafie, po czym przystąpili do rozpakowywania rzeczy. Szczęśliwie Steph i Mike zdążyli jeszcze zrobić zakupy, więc mieli pełną lodówkę, co pozwoliło na zrobienie obiadu.
- Kto gotuje? - zapytała Bella.
- Ty - odparła Steph. - Chyba nie myślałaś, że będzie inaczej, co? Ja i Mike wszystko dzisiaj załatwialiśmy, kiedy ty gadałaś w najlepsze z tym kolesiem. Teraz czas na rewanż.
- Stephanie, naprawdę o to chodzi? Jesteś na mnie wkurzona, bo gadałam z kimś obcym? Daj spokój, chyba nie będziecie mnie z Mike'iem trzymać na sznurku do końca życia.
- Bell, ale on? Naprawdę podoba ci się ktoś taki? On nic w życiu nie osiągnie. Widać, że ciężko to on w życiu nie miał. Za lekko do tego podchodzi. Od razu widać, że to debil. I do tego dzieciak.
- On wcale nie jest taki zły - broniła się. - Poza tym nie mówię, że mi się podoba. Miło się z nim gada, to tyle. Wiesz, powinnaś się z kimś umówić. Tak dawno nie byłaś na randce, że wszędzie widzisz szczęśliwe pary. Wyluzuj kobieto. Jak chcesz, możesz iść wieczorem ze mną do klubu, co?
Przytaknęła.
- Ale Mike'a nie bierzemy. Będzie robić za przyzwoitkę - mruknęła Bell, a przyjaciółka się zgodziła.
Wieczorem
- Steph, widziałaś mój tusz do rzęs? - krzyknęła Bella z łazienki. W drzwiach jednak zamiast przyjaciółki pojawił się Michael.
- Gdzie idziesz? - zapytał groźnie.
- Nigdzie - mruknęła. - Pochodzić po mieście - dodała po chwili.
- Spotkać się z tym oszołomem - poprawił ją. - Bell, to naprawdę nie gość dla ciebie. Potrzebujesz kogoś normalnego, a nie tego dzieciaka. Mam wrażenie, że nie bez powodu siedział sam.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić! - oburzyła się. Chwyciła lusterko, tusz, który leżał na stole, małą torebkę i wybiegła z domu.
Chwilę później, zwabiona hałasem, do łazienki przybiegła Steph.
- Co jej powiedziałeś? - zapytała. Wzruszył ramionami.
- Tylko tyle, że to oszołom. Ej, ty miałaś iść z nią! - krzyknął, kiedy zobaczył jej strój.
- Bella go polubiła, tylko tyle. Możliwe, że zrezygnuje, kiedy pozna go bliżej. Przecież ją znasz. Lepiej nie mieć w niej wroga - zadumała się chwilę. - Idę teraz do niej. A gdy wrócimy, masz ją przeprosić.
Chwyciła torebkę i wyszła na dwór. Przyjaciółka siedziała na murku niedaleko, cicho płacząc.
- Bella, Mike nie chciał cię zranić. On naprawdę tak nie uważa.
- Nie o to chodzi, Steph. W dupie mam to, co on o nim sądzi. Po prostu on zawsze musi być wrogo nastawiony do wszystkiego, co robię. Rozumiesz? Wszystkiego.
Stephanie objęła przyjaciółkę.
- No już, przestań płakać. To nic nie da. Pogadam z nim później, ale i tak wszystko zależy od ciebie. Pokaż mu, że nie ma racji. Masz tu chusteczki, wytrzyj się, poprawimy makijaż i lecimy do klubu, co?
Pokiwała głową na zgodę i wzięła się do roboty. Po chwili szły w kierunku Midnight.
- To tu - oznajmiła Bella.
Powoli weszły do środka i zaczęły oglądać lokal w poszukiwaniu chłopaka.
- Widzisz go? - zapytała Steph.
- Nie.
- To chodź się zabawić, znajdzie się.
Niechętnie Bella dała się wyciągnąć na parkiet. Wieczór im bardzo miło minął, lecz Michael się nie pojawił.
- Wystawił mnie - oznajmiła Bella z goryczą w głosie.
- Bella, może to nie tak. Może miał bardzo poważny powód, by się tam nie zjawiać.
- Steph, nie oszukujmy się. Wystawił mnie i tyle. Miałam nadzieję, że naprawdę coś z tego wyniknie, ale okazał się być zwykłą świnią.
- Bella... - jęknęła Stephanie, jednocześnie przytulając przyjaciółkę.
- Dlaczego ja zawsze trafiam na takich idiotów? - powoli się rozklejała.
- Nie przejmuj się. Jeszcze znajdziesz kogoś naprawdę wartego uwagi. Popatrz, ja też nikogo nie mam!
- Steph, obie wiemy, że to nieprawda. I nawet nie próbuj udawać, że nie czujesz niczego do Mike'a.
- Okej, ale też obie wiemy, że nic z tego by nie wyszło.
- No, ja nie jestem tego taka pewna... - stwierdziła Anabell.
- Ach, skończmy już ten temat i chodźmy do domu, co? Zimno mi - odparła Steph.
Dziewczyny dotarły do mieszkania około pierwszej w nocy. Mimo to Mike nie spał.
- Jak tam spotkanie? - zapytał.
- Wystawił mnie - odparła Bella neutralnym tonem. Nie chciała, by wiedział, co naprawdę czuła. Mrugnęła znacząco do przyjaciółki. - Idę spać, jestem naprawdę zmęczona.
- A ja niekoniecznie - oznajmiła Stephanie, kiedy Anabell zniknęła za drzwiami.

2 komentarze:

  1. Uwielbiam takie dlugie rozdzialy ♥ Troszke nie rozumiem, Stephanie czuje cos do Mike'a? I czy to ma cos wspolnego z poprzednim rozdzialem,prologiem,whatever? W kazdym razie podoba mi sie i ide czytac dalej.i przepraszam, ze Cie tak wystawilam z poprzednim blogu,ale jak widzisz nie bylo mnie przez dlugi czas na blogu:( ale juz jestem! :P

    OdpowiedzUsuń
  2. 37 year old Research Assistant II Kalle Tomeo, hailing from McBride enjoys watching movies like Laissons Lucie faire ! and Tai chi. Took a trip to Cidade Velha and drives a Mercedes-Benz 540K Special Roadster. odwiedzic ich strone internetowa

    OdpowiedzUsuń