wtorek, 12 maja 2015

Prolog: The Unforgiven {Dragon Tattoo}

Skupienie. Koncentracja. Wdech. Wydech. Cisza przed burzą. Pozostaje czekać.
Zamieszanie. Konsternacja. Niepokój. Tik-tak. Tik-tak.
Znudzenie. Rutyna. Codzienność. Czekanie na egzekucję.
Tak, egzekucja to dobre słowo. To jest to, co towarzyszy mi podczas każdej trasy, każdego występu. W każdej chwili.
Ostatnie przemyślenia przed wyjściem na scenę, skupienie i koncentracja. Chwila zamieszania, kiedy po raz ostatni są sprawdzane sprzęty. Nie ma odwrotu. To wszystko składa się na moją codzienność. Dokładnie wiem, co się zdarzy. Mikrofon przestanie działać albo gitara się rozstroi. Coś pójdzie nie tak. Na pewno. Zawsze coś się pieprzy. A może to ja jestem jakiś wadliwy?
Cześć. Nazywam się Saul Hudson, choć wszyscy mówią mi Slash. Kurwa, nie jestem pisarzem, tylko gwiazdą rocka, więc trochę dziwnie się czuję, pisząc dziennik, wiesz? Ale muszę się jakoś wyładować. Nie mam ostatnio z kim gadać. Nikomu już nie ufam.

***
- Slash, masz dwie minuty - powiedział do mnie jeden z techników. Pokiwałem głową  na zgodę i skierowałem się do mojej garderoby. Podszedłem do stojącego w kącie akustycznego Gibsona.
- Nie dzisiaj, mała - oznajmiłem ze smutkiem.
Chwyciłem Les Paula i ruszyłem w stronę sceny.
- Trzymaj się, będzie jazda - zachęcił mnie Todd.
Ale ja nie byłem tak nakręcony jak on. Wręcz przeciwnie. Z każdym kolejnym koncertem coraz bardziej mu się to podobało, a mi coraz mniej. Prawie w ogóle nie czerpałem z tego przyjemności. Tak, jakbym oddawał mu całe pozytywne nastawienie. Nie tylko do koncertowania, ale i całego życia.
- Slash, co jest? - Myles. On jako jedyny potrafił ze mną pogadać. Nigdy nie mówił, że jestem nie w sosie, zawsze mogłem na niego liczyć. Ale nie tym razem. Wiedziałem, że gdybym powiedział mu, co zrobiłem, to i on by się ode mnie odwrócił.
- Nic - siliłem się na neutralny ton.
- Ludzie, zaczynamy! - wrzasnął ktoś z ekipy.
Powoli doszliśmy do sceny. Dobiegły mnie przeraźliwe wrzaski fanów.
- I od nowa... - westchnąłem.
Myles odliczył do dziesięciu i wbiegł na scenę, a za nim ja i reszta. Poczekałem na sygnał od wokalisty, po czym zacząłem grać pierwsze dźwięki z Back From Cali. Odleciałem po paru sekundach. Po prostu się wyłączyłem. Moje palce sunęły po gryfie, ale to było gdzieś poza mną. To wszystko miałem już tak dopracowane, że nie musiałem o tym myśleć. Byłem tylko ja. A to, co mnie otaczało, nie otaczało mnie. Otaczała mnie pustka.
Kiedyś to wyglądało trochę inaczej. Kiedyś nie byłem sam; towarzyszyła mi moja gitara. Wtedy wszystko wokół przestawało mieć znaczenie. Kiedyś nie było "po prostu gram", każde uderzenie o strunę miało znaczenie, każde uderzenie było częścią zabawy. Z każdego uderzenia czerpałem radość. Kiedyś czułem, że to po prostu mój żywioł.
Czy mnie dopadła rutyna? Nie. To było wypalenie. Cały czas pisałem jakieś kawałki, ale wszystkie były takie same. Nie miałem kompletnie pomysłu. Oczywiście wszyscy mówili, że są genialne, ale przestałem się oszukiwać. Slash przestaje istnieć. Kolejna gwiazdka rocka, która została zniszczona przez sławę i narkotyki.
Czasem myślę, jak by wyglądało moje życie, gdyby Guns N' Roses nie osiągnęli takiego sukcesu. Żeby na przykład byli takim średnim zespołem, który ma tam jakiś fanów, ale nie jest jakoś zbytnio popularny, a z pewnością nie znany na skalę światową.
Bas cichnie. Perkusja cichnie. Wokal cichnie. Ja też przestaję grać. Koncert się kończy. Fani wrzeszczą i klaskają, ale mnie to już dawno przestało cieszyć. Oni nie mają racji. Ten koncert był kiepski. Przeciętny. Jak każdy. Każdy koncert przybliża mnie do śmierci. Dlaczego?
Każdy koncert kiedyś się kończy. A kiedy się kończy, nadchodzi czas na zabawę. A to się wiąże z pojawieniem groupies. Zwykle szybko je spławiamy, bo każdy z nas ma dziewczynę/narzeczoną/żonę, ale nie tym jednym razem.
Ta dziewczyna była niezwykła. Z wyglądu była przeciętną kurwą. Niczym się nie wyróżniała. Poza jednym. Miała w sobie takie "coś", co sprawiło, że stawała się niezwykła. Tego nie idzie określić. To było coś, co nie pozwalało ci się jej oprzeć.
Tak, zrobiłem to. Zdradziłem swoją żonę. Zniszczyłem swoje małżeństwo. Możesz teraz powiedzieć, że oszalałem, w końcu przecież nikt o tym nie wie, a ja sam mogę udawać, że nic się nie stało i to nigdy nie ujrzy światła dziennego, ale tak nie potrafię. Z całego serca chciałbym odszukać tą dziewczynę. Coś mi mówi, że to bardzo ważne. Że to przewróci moje życie do góry nogami. Chyba jestem gotowy na zmiany.


Jeśli ktoś zna starego bloga pewnie już czytał ten prolog, ale nie na darmo robiłam tam ankiety. Zgodnie z obietnicą pojawi się to opowiadanie (bo wygrał Prolog #1), tylko na tym blogu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz